Strony

9 lut 2013

Grunt to być w doborowym towarzystwie.

Początek Nowego Roku skłania do podsumowania minionych miesięcy.  Dla przypomnienia, krótka historia naszej grupy znajduje się TU  , pełne kalendarium zaś TAM.

Co zatem słychać w Piasecznie, po zamieszaniu, jakim była zeszłoroczna próba likwidacji Starej Liturgii, zaledwie w dwa i pół miesiąca po pierwszej celebracji?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy uzupełnić nasze piaseczyńskie kalendarium.

Pokrótce:



W lipcu 2012 roku, po zaprzestaniu celebracji Starej Mszy św., braku zgody na prymicyjną Mszę ( odprawianą przez kapłana Instytutu Dobrego Pasterza - ks. Sergiusza Orzeszko), wreszcie po głuchym milczeniu  na pisemną prośbę o ustanowienie duszpasterza w Piasecznie (skierowaną do Archidiecezjalnego Duszpasterstwa Tradycji Łacińskiej ), wysłaliśmy list do Watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary.

W liście poruszyliśmy m.inn. sprawę niedopuszczania chętnych kapłanów do odprawiania Tridentiny w Piasecznie,  przy jednoczesnym szermowaniu przez stronę kurialną nieprawdziwym argumentem "braku kapłanów znających Stary Ryt".

Warto w tym miejscu dodać, że ks.Bolesław Kielan (którego usunięcie z dekanatu piaseczyńskiego zakończyło celebrację Tridentiny w 2010 r.), zadeklarował gotowość odprawiania Mszy trydenckiej w Piasecznie, podczas spotkania naszej grupy z o. Krzysztofem Stępowskim CSsR, jeszcze w grudniu 2011r.
Ks. Bolesław Kielan spełnia wszystkie warunki określone w papieskich dokumentach. Niestety, po konsultacjach w Kurii, duszpasterz Tradycji Łacińskiej w Archidiecezji Warszawskiej odmówił mu tego prawa bez podania przyczyny.

Wspomniana wcześniej odmowa zgody na Mszę prymicyjną pozostaje szczytem arogancji.

W odpowiedzi na list Piaseczyńskiej Grupy Summorum Pontificum, Kongregacja Nauki Wiary skierowała list do ks. Arcybiskupa Kazimierza Nycza.

Zaledwie miesiąc później, ks. Sergiusz Orzeszko IDP, mieszkający w Warszawie i niedopuszczany do ołtarzy w Warszawie, uzyskał zgodę na odprawianie prywatnej, cichej Mszy św. w kościele św. Antoniego Padewskiego przy ul. Senatorskiej, jednakże bez prawa do głoszenia kazań i rzecz jasna w bocznej zamykanej kaplicy, by nie "gorszyć" miejscowych wiernych (sic!). Później, pod koniec października, przyjęty został do pracy duszpasterskiej w parafii św. Michała Kozala w... Świnoujściu.

Czy zbieżność w czasie tych faktów z listem Kongregacji Nauki Wiary do ks. Ordynariusza jest przypadkowa? Nie wiemy. Wiemy natomiast, że nie ma dalej położonej od Warszawy parafii niż właśnie ta, do której skierowano ks. Sergiusza.
Doświadczenie zdobyte w kontaktach z Kurią Warszawską skłania nas do przypuszczenia, że mamy w tym przypadku do czynienia ze specyficznym i "wyrafinowanym" poczuciem humoru:

Parafia, do której przyjęty został ks. Sergiusz, położona na wyspie Uznam - 1 000 metrów od granicy z Niemcami, jest trudniej dostępna dla wiernych spoza parafii niż dawny ośrodek odosobnienia w Arłamowie. Aby do niej dotrzeć konieczne jest skorzystanie z przeprawy promowej.

Tradycji stało się zadość. Nieopodal zlokalizowana była osada Kwarantanna. Polską nazwę wprowadzono urzędowo w 1947 roku, zastępując poprzednią niemiecką nazwę Quarantaine. Określenie pochodzi od włoskiego "quaranta giorni", tzn. 40 dni, w których Wenecja w czasie epidemii dżumy nie wpuszczała okrętów do portu. To właśnie w Kwarantannie zlokalizowano niegdyś ośrodek odosobnienia dla podejrzanych m.inn.o dżumę podróżnych, wpływających statkami do portów w Świnoujściu i Szczecinie.

Tradycja katolicka, tak ukochana przez Ojca Świętego Benedykta XVI, jest traktowana w naszej Archidiecezji jak dżuma. Jak bowiem inaczej tłumaczyć niewpuszczanie tradycji katolickiej za próg kościołów w Piasecznie oraz niedopuszczenie ks. Sergiusza do odprawienia Mszy prymicyjnej w naszym mieście? Nie wspominając już o jego kłopotach z dostępem do ołtarzy w Warszawie oraz "ścieżek zdrowia" fundowanym Grupom Motu Proprio.

Ciekawy i zaskakujący obraz kondycji Kościoła wyłania się z rozmów z księżmi proboszczami i duszpasterzami, które przeprowadziliśmy w minionym roku. Wszyscy świadomi są głębokiego kryzysu w jakim znalazł się Kościół w Polsce oraz całkowitego fiaska podejmowanych doraźnie działań duszpasterskich. Księża podkreślają, że wierni ignorują podejmowane inicjatywy: pielgrzymki, spotkania z ciekawymi ludźmi, kursy łaciny, historii Mszy św. Wskazują na brak wzrostu liczebnego grup indultowych, być może słusznie zauważając, że "twarze stale te same, od 10 lat".
Podkreślają również, że nie widzą entuzjazmu wiernych w odniesieniu do Mszy trydenckiej odprawianej w Warszawie.
Samą Mszę św. w formie tradycyjnej traktują jako "Mszę dla koneserów", rodzaj wyrafinowanej zachcianki i rozrywki dla lepiej wykształconych, "tych, którzy znają łacinę i mogą w niej uczestniczyć". Dlatego nie widzą konieczności specjalnego propagowania tej formy rytu.

Takie opinie potwierdzają nam wyraźny kryzys wiary w udzielanie łask na Mszy św. ex opere operato. Liturgii odmawia się wymiaru wertykalnego i traktuje jako własność człowieka, najlepiej takiego, który zaliczył zajęcia z gramatyki historycznej języka łacińskiego. Duszpasterze boją się ciszy modlitewnej, nie rozumieją ducha Starej Liturgii, dającego człowiekowi wolność wyboru sposobu w jaki pragnie modlitewnie uczestniczyć w Najświętszej Ofierze.
Nie mogą zrozumieć dlaczego ich "kreatywność", znana z Nowej Mszy, przestała przyciągać. Wyjaśnia tę sytuację nader dowcipnie Benedykt XVI:

"całkowicie zagubiono istotę liturgii i zastąpiono ją rodzajem religijnej rozrywki. Atrakcyjność taka nie trwa długo; na rynku ofert spędzania wolnego czasu, gdzie rozmaite formy religijności coraz częściej funkcjonują jako rodzaj podniety, konkurencja jest nie do pokonania."

Nasze domysły dotyczące przyczyn zwalczania Mszału Piusa V i takich grup jak nasza, co trudne jest do zrozumienia dla przypadkowego czytelnika, znakomicie wyraża ks. prof. Nicola Bux, konsultor w Urzędzie Papieskich Celebracji Liturgicznych oraz w Kongregacji Nauki Wiary, mówiący:


"[...]Proszę spojrzeć na te wszystkie przykłady relatywizmu liturgicznego (zamaskowanego jako „kreatywność”): Eucharystia jako pierwsza cierpi z powodu niekatolickiego pojęcia o Kościele. Do jakiej eklezjologii odnoszą się ci, którzy mówią o nieprzystawaniu mszału Jana XXIII do obecnej sytuacji eklezjalnej? Strach przed tym, że istnieją dwie eklezjologie to poważny błąd. Oznaczałoby to, że traktujemy Sobór jako moment zerwania z tradycją katolicką, jak o tym mówił Ojciec Święty w wykładzie wygłoszonym z okazji czterdziestej rocznicy zakończenia Soboru. Mszał Piusa V, spadkobierca starożytnych sakramentarzy i mszałów średniowiecznych oraz mszał Pawła VI wyrażają jedne lex credendi et orandi i dają pierwszeństwo związkowi Kościoła i wszystkich wiernych z Bogiem. To jest jedyna eklezjologia, która może nosić miano katolickiej.[...]"

Więcej można przeczytać w poniższych wywiadach:
http://www.nowyruchliturgiczny.pl/2008/10/kryzys-liturgii-konsekwencja-kryzysu.html
http://www.nowyruchliturgiczny.pl/2009/12/liturgia-i-tradycja-wywiad-z-ks-nicola.html
http://www.nowyruchliturgiczny.pl/2009/07/ks-n-bux-swieta-liturgia-zmienia-moje.html

"Chodzić na Mszę i nie stracić wiary" - ks.N.Bux.
http://www.nowyruchliturgiczny.pl/2010/11/nowa-ksiazka-ks-nicoli-buxa-czyli.html

A co się zaś tyczy obserwowanego przez duszpasterzy "braku zainteresowania wiernych Starą liturgią", to trzeba otwarcie zapytać, czy zainteresowanie wiernych nie jest proporcjonalne do zaangażowania duszpasterzy w pracę misyjną? Bo o misji należy mówić w obecnej eklezjalnej sytuacji.
Istnieją przykłady spektakularnych sukcesów duszpasterskich, takich jak np. w Płońsku, co dokładnie opisuje grupa płońska na swojej stronie internetowej. Czyli jednak Stara Liturgia może zainteresować?
Inną rzeczą jest, że duszpasterza z Płońska, ks. Grzegorza Ślesickiego, spotkało przeniesienie. Pamiętamy jednak, że sprawiedliwy cierpiący jest figurą chrześcijaństwa.

Z II Soborem Watykańskim były wiązane, także w Polsce, duże nadzieje duszpasterskie. Oczekiwania były jak zawsze - na wyrost. Tymniemniej, wyraźnie odczuwane było pragnienie zmian stosunków panujących w Kościele. Istniejące nazywano "skostniałymi". Na płaszczyźnie społecznej liczono na "zrzucenie garbu" arogancji, władczości, tryumfalizmu i nieprzystępności w kontaktach ze światem. Mówią o tym wyniki ankiet rozpisywanych wśród księży przez diecezje w początku lat 60-tych. Wyniki ankiet wprawiły by w zakłopotanie niejednego tradycjonalistę. Publicystyka okołosoborowa posługiwała się językiem bardzo nieprecyzyjnym i pełnym logicznych sprzeczności. Można jednak przyjąć, że nadzieja na te zmiany, mieściła się w słynnym haśle "aggiornamento".

Należy zatem zapytać, jaki obraz Kościoła warszawskiego, jakkolwiek by było "posoborowego" maluje się wiernym, którzy zachęceni przez Ojca Świętego Benedykta XVI zechcieli czerpać z Tradycji Kościoła?

- Sacrum z celebracji zniknęło, zastąpiła je religijna rozrywka, mniej lub bardziej udana, zależnie od zdolności konferansjerskich przewodniczącego zgromadzenia.
- Dwulicowość: na użytek świeckich mediów  Kuria kreuje wizerunek "instytucji kompatybilnej ze współczesnym światem", "dialogującej" z ludźmi, posługującej się językiem współczesnym i zrozumiałym.
O tym, że jest to tylko landrynkowy landszaft, malowany na użytek mediów, dowie się każdy katolik zainteresowany papieskim dokumentem Motu Proprio Summorum Pontificum w swojej Parafii.

Czy mamy zatem "Kościół posoborowy"? czy tylko popsuty wrak "Kościoła przedsoborowego" - skostniałą strukturę? Okazuje się, że z okresu przedsoborowego zachowano arogancję, nieprzystępność i mówienie niektórych księży o sobie w trzeciej osobie.
O ile już przed Soborem język stanowy, obecny w kontaktach wierny - duszpasterz był reliktem szybko wychodzącym z użycia, to używany obecnie pełni tylko funkcję dystansującego "bufora". Trzymanie wiernych na semantyczny dystans, to najlepsza metoda na ukrycie swojej niekompetencji i złej woli. Wierni zaś, przyjmując ten językowy gambit, tytułują w wyszukany sposób duchownych, otaczajac ich przymiotami wielkiego, niekiedy nieszczerego szacunku.

Nie tak miało być po Soborze. To arogancja miała zniknąć, a liturgia stać się "źródłem i szczytem". A stało sie na odwrót.

"Zwróćmy się ku Panu" - woła Ojciec Święty. Ale jak tu się zwrócić, gdy w kościołach nie ma już krucyfiksów ołtarzowych? Jak tu się zwrócić do Boga, skoro pycha każe stanąć tyłem do tabernaculum ( o ile jest jeszcze w kościele ) i kreować siebie z "liturgicznym" mikrofonem w dłoni.

Pycha i konformizm nie pozwala na odprawianie Novus Ordo versus Deum. Za to pozwala na odzieranie Starej Liturgii ze śpiewanego Credo. Tak by piękno śpiewanej Tridentiny nie kłuło w oczy w zestawieniu z marnie odprawianym Novus Ordo. Mamy do czynienia ze starym dobrym PRL-owskim "równaniem w dół", "urawniłowką".
Takim zabiegom poddana jest odprawiana, śpiewana o godz. 14-tej Tridentina przy ul. Karolkowej w Warszawie. Podobnie ze śpiewanego Credo odzierana jest Msza śpiewaną (sic!) w Piasecznie.
Z początku pretekstem takiego zachowania był adwent. Ale jak wiadomo adwent 2012 dawno sie skończył.
W efekcie tych niezrozumiałych zabiegów jedyne Credo śpiewane w Warszawie, można usłyszeć na Mszy Bractwa św. Piusa X przy ul. Garncarskiej o godz. 10-tej. To znamienne, że w Roku Wiary, wyśpiewać Bogu nasze Credo można tylko w Bractwie.

Msza trydencka w kaplicy piaseczyńskiej, jak przewidywaliśmy w naszym liście z czerwca 2012r., została zawieszona do 3 marca. Zawieszono również celebrację Novus Ordo. Wszystkiemu winne są niskie temperatury. Wstępu do naszych, ogrzewanych kościołów nadal się nam jednak odmawia.

Ks. Giacomo, któremu bardzo dziękujemy za okazaną naszej grupie pomoc, kontaktował się z Kongregacją Doktryny Wiary.  Jeszcze do końca listopada 2012 r. Kongregacja nie otrzymała odpowiedzi ks. Arcybiskupa na wysłane do niego pismo.
Marna to pociecha, ale zawsze; jesteśmy w ignorowanym, ale doborowym towarzystwie.