Do Redakcji,Parkowanie samochodu pod cmentarzami w dniu Wszystkich Świętych oraz w Zaduszki było zawsze koszmarem. Ten koszmar prowizorycznych parkingów oddalonych od cmentarzy stał się ....częścią naszej tradycji :-) tak jak miliony palących się zniczy na grobach.
W tym roku było inaczej - zaparkowałem bez trudu przy trzech warszawskich cmentarzach. Na dodatek dochodząc do samego cmentarza widziałem puste miejsca - co oznaczało, że mogłem podjechać jeszcze bliżej. Nie wiem czy moje wrażenie podzielacie ale chyba coś się zmieniło.
Wierny czytelnik :-) Wojtek z Warszawy, pozdrawiam!
Szanowny Panie Wojtku!
Dziękujemy za pytanie,
które (cóż za zbieg okoliczności) również zadawała sobie Redakcja,
odwiedzając groby swoich bliskich w różnych częściach naszego kraju.
Zaskoczenie było tym większe, albowiem pogoda tego roku okazała się
bardzo łaskawa, a wręcz zachęcająca do przebywania na świeżym
powietrzu.
Jak zwykle, przy pytaniach dotyczących
zachowań społecznych, przyczyn może być wiele. Sposób na jaki my Polacy
obchodzimy Dzień Wszystkich Świętych, różni nas od innych narodów
nowoczesnej Europy, a kultywowanie różnic nie leży zapewne w interesie
architektów "społeczeństwa europejskiego", które winno być homogeniczne
kulturowo. Taniej jest dopasować ofertę produktową i usługową dla homogenicznego społeczeństwa. Zróżnicowany kulturowo rynek europejski jest dla dużych korporacji rynkiem trudnym, niewygodnym.
Wszyscy pamiętamy sytuację w
zeszłym roku, gdy tuż przed Dniem Wszystkich Świętych, Morawiecki zabronił
wstępu na cmentarze. Zakaz ten, nie obowiązywał nawet w czasie okupacji
hitlerowskiej, mieliśmy do czynienia z wydarzeniem epokowym. Mało tego, wcześniej Bergoglio w Rzymie i biskupi w Polsce pozamykali kościoły na Święta Zmartwychwstania Pańskiego
- co było aktem wykrzyczanej urbi et orbi apostazji - parafrazując słynne zdanie JP II o "milczącej apostazji".
Jak to
zwykle bywa, wydarzenia takie maja swoje konsekwencje. Praktyki
kulturowe ( a taką jest odwiedzanie grobów bliskich w Dzień Wszystkich
Świętych) są również wynikiem pewnej presji społecznej, po prostu
robimy tak jak robią wszyscy. Ma to swoje lepsze i gorsze strony. Tą
lepszą jest kultywowanie tożsamości wspólnoty
- to my, jesteśmy tacy
jacy jesteśmy, inni od innych, niekoniecznie lepsi czy gorsi, po prostu
inni.
Decyzje administracyjne i kościelne wywołały poczucie autonomii od tej presji
społecznej, dały mocne alibi. No skoro władza (świecka i kościelna) w swojej mądrości
zakazuje takich zachowań, to znaczy, że nie są one aż tak istotne jak
mogło nam się wydawać.
Oczywiście należy wspomnieć o
aspekcie religijnym wspomnianego święta. Procesy sekularyzacyjne nie
powodują natychmiastowego unicestwienia religii. Dzieje się to etapami:
Na samym początku unicestwiane są doktryna i liturgia. Te etapy mamy już
za sobą.
Kolejna jest obyczajowość religijna i zanik tej ostatniej
Szanowny Czytelnik zauważył w korespondencji do Redakcji.
Ostatnim
elementem składowym religii jest hierarchia, która wcale nie musi zostać
unicestwiona, a wręcz przeciwnie, skutecznie wprzęgnięta w proces
budowania "nowego ładu".