Strony

27 gru 2021

Na Tygrysy mamy ViS-y, czyli co czeka nas w 2022 roku

"Skorumpowani i moralnie zbankrutowani przywódcy Waszyngtonu wchodzą na pole minowe. Jeśli wplączą amerykańskie i sojusznicze siły na Ukrainie, czeka ich niezadowolenie w kraju i za granicą. Jednak, podobnie jak wiele klas uprzywilejowanych przed nimi, administracja Bidena woli raczej "całkowite zniszczenie" niż przyznanie, że jej najcenniejsze przekonania są całkowitym złudzeniem. Można śmiało powiedzieć, że cokolwiek stanie się na Ukrainie, ten rozdział nie zakończy się dobrze dla prezydenta Bidena i waszyngtońskiej klasy politycznej"

Douglas Macgregor, pułkownik w stanie spoczynku, jest współpracownikiem The American Conservative, byłym doradcą sekretarza obrony w administracji Trumpa, odznaczonym weteranem wojennym i autorem pięciu książek.

 

Nie ulega wątpliwości, że Waszyngton przewodzi światu w sztuce ulegania złudzeniom.

Waszyngtońska klasa polityczna jest gotowa do marszu prosto w kierunku huraganu, który sama wywołała na Ukrainie. Jest to huragan błędów w polityce zagranicznej i obronnej, które mogą w przyszłości pogrążyć Amerykanów w kryzysach i konfliktach. Odmawiając Rosji uznania jej żywotnych interesów strategicznych  na Ukrainie, Waszyngton chce teraz wystawić Ukrainę i sojusz NATO na niebezpieczny i niepotrzebny test, jakim jest konfrontacja z rosyjską konwencjonalną siłą militarną. Waszyngton i jego sojusznicy stoją teraz w obliczu testu, którego mogli uniknąć. Teraz prawdopodobnie go nie zdadzą. Na początek, fakty.

Administracja Bidena przeznacza na obronę 768,2 mld dolarów. Rosja wydaje tylko 42,1 mld dolarów, czyli mniej niż Republika Korei, która wydaje 48 mld dolarów. Mimo to rosyjskie siły lądowe przewyższają armię i piechotę morską USA pod względem możliwości i siły rażenia, nawet gdyby całe siły lądowe obu krajów mogły zostać wysłane na Ukrainę.

Przewaga rosyjskich konwencjonalnych sił lądowych wynika po części ze strategicznej przewagi, jaką daje walka w pobliżu Rosji. Jej siła jest również odzwierciedleniem nacisku prezydenta Władimira Putina na fundamentalną reformę i reorganizację systemu obrony Rosji. Proces reform obejmował lata walki o usunięcie starych generałów, którzy opierali się zmianom, i stworzenie nowych, bezkompromisowych sił zbrojnych, złożonych z młodych, energicznych ludzi, o głębokim poczuciu rosyjskiego patriotyzmu i determinacji. Efektem tej polityki są elastyczne i nieduże zgrupowania, oparte na możliwościach rosyjskich formacji bojowych, zaprojektowanych do bezwzględnego wykorzystania siły uderzeniowej rosyjskiej artylerii rakietowej, taktycznych pocisków balistycznych i amunicji krążącej(drony).

Daleko na zachodzie, za granicą z Polską, znajduje się bezładna zbieranina Wojsk Lądowych Armii Stanów Zjednoczonych i NATO, które pomimo dziesięcioleci współpracy, wciąż mają trudności w skutecznym prowadzeniu walki jako jedna siła. W ciągu ostatnich 20 lat operacji w Afganistanie i Iraku, większość sojuszników Ameryki rzadko miała cokolwiek do zaoferowania, poza flagą i niedoświadczonymi żołnierzami, którzy byli zmuszeni do działania w ramach ograniczeń politycznych. Tak więc, podobnie jak armia amerykańska, która im przewodzi, sojusznicze siły lądowe trzymają się iluzji, że NATO może walczyć w przyszłych konfliktach na lądzie tak, jak robili to anglo-amerykańscy sojusznicy podczas II wojny światowej - z dużymi, gęsto upakowanymi dywizjami, korpusami i armiami. Są one łakomym kąskiem dla rosyjskich formacji uderzeniowych.

Co więcej, instytucjonalna polityka narzucania różnorodności oraz inkluzywności w Siłach Zbrojnych USA,  kosztem siły charakteru, kompetencji i inteligencji, powoduje demoralizację  żołnierzy. W efekcie, poświęcenie, spójność i duma z osiągnięć, które są niezbędne do utrzymania profesjonalnych sił zbrojnych USA, zostały poważnie naruszone.

Konsekwencje są jasne. Konfrontacja amerykańsko-rosyjska na wschodniej Ukrainie mogłaby łatwo przypomnieć doświadczenia angielsko-francuskie z 1940 r., kiedy to Wehrmacht doprowadził do zupełnego chaosu we Francji. Zatory w łańcuchu dostaw, inflacja  i gwałtownie rosnące koszty energii mogą się pogłębić, jeśli wydarzenia na Ukrainie wymkną się spod kontroli. W sytuacji, gdy coraz więcej Amerykanów budzi się z myślą o obniżającym się standardzie życia, jak zareagują na kolejną wojnę o podejrzane cele, które nie mają absolutnie nic wspólnego z ich własnymi żywotnymi interesami strategicznymi i jeszcze bardziej utrudniają im codzienne życie?

Realne wydarzenia rozgrywają się na wschodniej granicy Ukrainy, a nie na Morzu Południowochińskim czy w cieśninie Tajwańskiej, a Waszyngton rzekomo nie może nic z tym zrobić. Pytania, które powinny nurtować waszyngtońską klasę polityczną, brzmią następująco: Czy NATO przetrwa swój haniebny odwrót w obliczu przewagi rosyjskiej potęgi militarnej? Dlaczego Waszyngton prowadzi politykę nie z pozycji siły, lecz słabości - słabości maskowanej jak dotąd zewnętrznym pokazem siły militarnej wobec  słabych przeciwników bez armii, obrony przeciwlotniczej czy sił powietrznych?

Nietzsche powiedział: "Wojna ogłupia zwycięzcę". Po 1991 r. wysocy rangą amerykańscy przywódcy wojskowi i polityczni znaleźli wiele powodów, by wydawać ogromne sumy na obronę, ale żadnego powodu, by zmienić sposób walki sił zbrojnych USA lub opracować narodową strategię wojskową, związaną z namacalnymi, konkretnymi interesami i zachowaniem amerykańskiej potęgi państwowej.

Jak ostrzegał John Kenneth Galbraith: "Ludzie uprzywilejowani  raczej zaryzykują swoje całkowite zniszczenie, niż oddadzą jakąkolwiek materialną część swojej przewagi. Jedną z przyczyn takiego zachowania jest intelektualna krótkowzroczność, często nazywana głupotą. Główną jednak przyczyną takiego zachowania tych ludzi, jest przeświadczenie, że ich przywileje, niezależnie od tego, co o tym myślą inni, są uroczystym, podstawowym, danym przez Boga prawem."

Skorumpowani i moralnie zbankrutowani przywódcy Waszyngtonu wchodzą na pole minowe. Jeśli wplączą amerykańskie i sojusznicze siły na Ukrainie, czeka ich niezadowolenie w kraju i za granicą. Jednak, podobnie jak wiele klas uprzywilejowanych przed nimi, administracja Bidena woli raczej "całkowite zniszczenie" niż przyznanie, że jej najcenniejsze przekonania są całkowitym złudzeniem. Można śmiało powiedzieć, że cokolwiek stanie się na Ukrainie, ten rozdział nie zakończy się dobrze dla prezydenta Bidena i waszyngtońskiej klasy politycznej.

 tłumacz. SSJ 

https://www.theamericanconservative.com