Strony

13 lis 2020

Dlaczego piękno jest ważne? Roger Scruton, cz. II

 

Piękno atakowane jest z dwóch stron. Przez kult brzydoty w sztuce z jednej oraz przez kult utylitarności w naszym codziennym życiu, z drugiej. Te dwa kulty zbiegają się w świecie współczesnej architektury.

W początkach XX wieku, architekci, podobnie jak artyści poczuli się znudzeni pięknem i umieścili w jego miejsce użyteczność. Amerykański architekt Luis Sullivan sformułował nawet credo modernistów: forma podąża za funkcją. Innymi słowy, dajmy sobie spokój z myśleniem jak budynek wygląda, a zamiast tego pomyślmy jak ma nam służyć. Doktryna Sullivana została zastosowana do usprawiedliwienia największej zbrodni przeciw pięknu jaką świat do tej pory widział. Tą zbrodnią jest współczesna architektura.

 

 Dorastałem w okolicach Reading, które było wtedy uroczym miastem, z uliczkami z szeregową zabudową, gotyckimi kościołami, eleganckimi budynkami użyteczności publicznej i eleganckimi hotelami. 


W l.60-tych sprawy zaczęły ulegać zmianie. W centrum, urocze uliczki zostały zburzone aby zrobić miejsce biurowcom, zajezdni autobusowej i parkingowi. Wszystko zaprojektowane bez szacunku dla piękna. Wynik tego mógł być tylko jeden. Jeśli jedynym kryterium tworzonych rzeczy jest użyteczność, to wkrótce staną się one bezużyteczne. Budynki mają obecnie zabite  deskami okna, ponieważ nikt dla nich nie potrafi znaleźć zastosowania. Nie ma dla nich zastosowania, bo nikt tam nie chce przebywać. Nikt tam nie chce przebywać, bo miejsce jest cholernie brzydkie. Gdzie by się nie obrócić, otacza nas brzydota i dewastacja. Biura i zajezdnia autobusowa zostały opuszczone przez ludzi. Jedynymi, którzy czują się tutaj jak w domu są zanieczyszczające chodniki gołębie. Wszystko uległo wandalizacji. 

Nie wińmy wandali, to miejsce zostało zaprojektowane przez wandali i ci którzy dodali do tego jeszcze grafiti tylko dokończyli dzieła. 

Większość naszych miast i miasteczek ma takie miejsca, gdzie budynki zbudowane wyłącznie dla użytku stały się bezużyteczne. Niech nam się nie wydaje, że architekci wyciągnęli wnioski z tej katastrofy. Gdy opinia publiczna zaczęła reagować przeciwko brutalnemu, betonowemu stylowi lat 60-tych , architekci po prostu zastąpili go nowym śmieciem. Szklane ściany, zawieszone na stalowych ramach i urozmaicone absurdalnymi, niedopasowanymi detalami. Rezultat to kolejna porażka i powód do rozbiórki. Pośród tej ruiny odnajdujemy mały fragment ulicy, która nie została zniszczona. Kiedyś kuźnia, dzisiaj kafejka. Ludzie z całej okolicy przychodzą tutaj, ponieważ jest to ostatni kawałek życia jaki tutaj pozostał i to życie wchodzi i wychodzi z tego budynku.

Przywodzi mi to na myśl raz jeszcze uwagę Oskara Wilda; że sztuka jest zupełnie bezużyteczna. Postawmy użyteczność na pierwszym miejscu i ją utracimy. Postawmy piękno na pierwszym miejscu i to co tworzymy będzie użyteczne na zawsze. Można powiedzieć, że nie ma nic bardziej użytecznego niż bezużyteczność. Widzimy to w tradycyjnej architekturze z jej szczegółami dekoracyjnymi. Ornamenty wyzwalają nas z tyranii użyteczności i zaspokajają naszą potrzebę harmonii. W zadziwiający sposób sprawiają, że czujemy się u siebie, w domu. Przypominają nam, że mamy coś więcej niż same potrzeby praktyczne. Nie kierujemy się wyłącznie zwierzęcymi potrzebami jak jedzenie czy spanie. Posiadamy również potrzeby moralne i duchowe i jeśli te potrzeby nie są zaspokojone, to my również nie jesteśmy. 


Wszyscy wiemy jak to jest, nawet w naszym codziennym życiu, gdy nagle coś nas zachwyci i przeniesie ze świata naszych codziennych potrzeb do przejrzystej przestrzeni kontemplacji. Promień słoneczny, zapamiętana melodia, twarz kochanej osoby, nagle stają przed nami, w najtrudniejszym być może momencie, i znów warto żyć. Są to ponadczasowe chwile w których czujemy obecność innego, wyższego świata.

 Od samego początku cywilizacji zachodniej, poeci i filozofowie dostrzegali doświadczanie piękna jako głos przemawiającego do nas Boga. Platon, który pisał w Atenach w IV wieku. p.Ch. przekonywał, że piękno jest znakiem innego, wyższego porządku. Dostrzegając piękno okiem rozumu, pisał, będziesz mógł nasycić prawdziwą cnotę i zostać przyjacielem Boga. Platon był idealistą. Wierzył , że ludzie są pielgrzymami i pasażerami na tym świecie, których ambicje jednak wykraczają poza ten świat, wypatrują wiecznej krainy zjednoczenia z Bogiem. Bóg zamieszkuje świat transcendentalny do którego ludzie dążą ale nie mogą bezpośrednio poznać.  Piękno to spojrzenie tej niebiańskiej przestrzeni na świat poniżej. Prowadzi to do paradoksu. Dla Platona, piękno to przede wszystkim piękno ludzkiej twarzy i cielesnej formy. Jego zdaniem umiłowanie  piękna ma swoją przyczynę w Erosie, namiętności którą wszyscy odczuwamy. Moglibyśmy nazwać tę namiętność romantyczną miłością. Dla Platona, Eros był kosmiczną siłą, która w nas płynie w formie pożądania seksualnego. Lecz jeśli ludzkie piękno wzbudza pożądanie, to co ma w takim razie wspólnego z bóstwem?  

Pożądanie to gwałtowna namiętność, znana każdemu człowiekowi. Pożądanie seksualne stawia przed nami wybór. Uwielbienie lub lubieżność. Lubieżność polega na zabieraniu, uwielbienie na dawaniu. Lubieżność powoduje brzydotę. Jest to brzydota ludzkich relacji w których  jedna osoba traktuje drugą jak narzędzie jednorazowego użytku.

Aby sięgnąć źródła piękna trzeba pokonać lubieżność. Tę tęsknotę pozbawioną lubieżności nazywamy dzisiaj miłością platoniczną. Gdy dostrzegliśmy piękno w młodej osobie, to znaczy że uchwyciliśmy  promyk wieczności pochodzący z niebiańskiego źródła spoza tego świata, lśniący w tych rysach. Ta piękna ludzka forma jest zaproszeniem do zjednoczenia nie w fizycznym wymiarze, a duchowym. Nasze poczucie piękna jest zatem uczuciem religijnym, nie zmysłowym.  Teoria Platona jest zdumiewająca. Piękno według niego, jest gościem z innego świata. Nie możemy nic zrobić oprócz  kontemplacji jego czystego blasku. Cokolwiek innego zabrudza, desakralizuje i niszczy jego świętą aurę. Dla niektórych dzisiaj, teoria Platona może się wydać nader osobliwa. Jest to jednak jedna z najbardziej wpływowych teorii w historii naszej cywilizacji. Poeci, powieściopisarze, malarze, księża i filozofowie, wszyscy oni inspirowali się poglądami Platona na temat  seksualności i miłości. Malarz z początków Renesansu, Sandro Botticelli zilustrował tę myśl swym słynnym dziełem „Narodziny Wenus” , bogini miłości zmysłowej. Spogląda ona na ten świat spoza przestrzeni ziemskiej pożądliwości, zaprasza aby przezwyciężyć swoje ludzkie  namiętności i połączyć się z nią w akcie czystej miłości do piękna.

 Modelką Botticellego była Simonetta Vespucci. Botticelli kochał ją aż do końca jej krótkiego życia i poprosił aby być pogrzebanym u jej stóp. Przedstawiała dla niego platoński ideał. To było piękno służące kontemplacji nie posiadaniu. Platon i Botticelli mówią do nas, że prawdziwe piękno leży poza seksualną pożądliwością dlatego możemy odnaleźć piękno nie tylko w pociągającej młodej osobie ale również w dojrzałej twarzy, pełnej rozpaczy lub mądrości, tak jak malował Rembrandt. Piękno twarzy symbolizuje ukryte za nim życie. Ciało staje się duchem i poprzez skupienie naszego wzroku  możemy nieomal zajrzeć do samej duszy. Malarze tacy jak Rembrandt są ważni dlatego, że pokazują nam piękno jako zwyczajną, codzienną rzecz. Ono nas otacza, wystarczą tylko oczy aby je ujrzeć i serce aby poczuć. Zwykłe codzienne zdarzenie może zostać przekształcone w coś pięknego przez malarza, który potrafi dotrzeć do istoty rzeczy.  

Dopóki wiara w transcendentalnego Boga była mocno zakotwiczona w naszej cywilizacji, artyści i filozofowie trwali w myśleniu o pięknie na sposób platoński. Piękno było boskim objawieniem tu i teraz. To religijne podejście do piękna przetrwało 2000 lat.

 W XVII wieku, rewolucja naukowa zaczęła siać ziarna zwątpienia.  Kościół średniowieczny przyjął antyczny pogląd, że Ziemia jest centrum wszechświata. Kopernik i Galileusz udowodnili jednak, że Ziemia obraca się wokół Słońca, a Newton uzupełnił ich dzieło opisując mechanizm zegarowy wszechświata, gdzie każdy ruch mechanicznie wynika z poprzedniego. Taka była wizja oświeceniowa, która opisywała nasz świat tak, jakby nie było w nim miejsca na bogów i duchy. Nie było miejsca dla wartości i ideałów, dla niczego oprócz ruchu zegara, który obracał Księżyc wokół Ziemi, a Ziemie wokół Słońca bez jakiegokolwiek celu. W centrum newtonowskiego wszechświata znajduje się wyrwa w kształcie Boga, duchowa próżnia. Jeden filozof w szczególności, podjął się zadania wypełnienia tej pustki, to trzeci hrabia Shaftsbury. Nauka wyjaśnia świat ale opis świata, stwierdził, jest w jednym przypadku niepełny. Otóż możemy postrzegać świat z innej perspektywy, niekoniecznie utylitarnej czy poznawczej. Po prostu możemy podziwiać jego przejawy,  tak jak podziwiamy krajobraz czy kwiat. Przekonanie, że świat jest sensowny sam z siebie, bez potrzeby dalszego wyjaśniania, doktryny religijnej, odpowiadało głębokiej potrzebie emocjonalnej tamtych czasów. Piękno nie zostało zaszczepione przez Boga lecz odkryte przez ludzi. Myśl ta pobudziła kult piękna i wzniosła szacunek dla sztuki i natury na poziom kiedyś zajmowany przez modlitwę. Piękno miało wypełnić tę wyrwę pozostałą po Bogu.

Artyści już nie byli ilustratorami świętych przypowieści, sługami Kościoła. Odkrywali teraz własną fabułę, poznając sekrety natury. Krajobrazy, które do tej pory były zaledwie tłem dla świętych wizerunków, stanęły na pierwszym planie, a ludzkie postaci znalazły się gdzieś na marginesie. 

 

Shaftsbury nie wymaga  od dzieła sztuki  ukazania piękna świata. Mamy po prostu oglądać świat wyostrzonym wzrokiem i nieskrępowanym uczuciem. Shaftsbury również namawia nas abyśmy przestali wyjaśniać i korzystać ze świata, a w miejsce tego po prostu go oglądać. Wtedy zrozumiemy jego znaczenie. Przesłaniem kwiatu jest kwiat. To samo mówią buddyści. Tylko pozostawiając wszystkie nasze sprawy i problemy na boku, możemy napotkać rzeczywistą prawdę kwiatu. Patrząc na świat w ten sposób, poznamy jego piękno.

Największy filozof Oświecenia, Immanuel Kant był pod wielkim wpływem poglądów hrabiego Shaftsbury. Kant również przekonywał, że doświadczamy piękna, gdy odsuniemy nasze sprawy na bok. Gdy patrzymy na świat nie po to aby się nim posłużyć dla własnych celów, wyjaśnić jak funkcjonuje lub aby zaspokoić jakąś potrzebę, ale wtedy gdy go chłoniemy, tym sposobem doceniając.  Zastanówmy się nad radością jaką odczuwamy gdy tulimy w ramionach malutkie dziecko naszych znajomych. Nie jest ono nam do niczego potrzebne, nie chcemy go zjeść, użyć do czegoś ani przeprowadzić na nim eksperymentu naukowego. Chcemy po prostu na nie patrzeć i poczuć wielki przypływ zachwytu , gdy skupimy wszystkie myśli na tym dziecku, a żadnej na sobie. Kant nazywa takie podejście „sądem bezinteresownym” i jest to podejście, które leży u podstaw naszego doświadczenia piękna. Wyjaśnienie tego jest niezwykle trudne, gdyż bez doświadczenia takiego stanu trudno go zrozumieć. Jednak każdy z nas; słuchając pięknego utworu muzycznego, patrząc na wspaniały pejzaż, czytając wiersz, który zdaje się zawierać sedno rzeczy do której się odnosi, każdy kto przeżył takie doświadczenie może powiedzieć, tak, to jest właśnie to.

Lecz dlaczego to doświadczenie jest tak ważne? Spotkanie z pięknem jest tak sugestywne, tak bezpośrednie, tak osobiste, że sprawia wrażenie jakby nie pochodziło z tego świata chociaż promienieje ze zwykłych, codziennych rzeczy. Jest to zatem cecha tego świata czy też wytwór wyobraźni?

tłumacz RSSA CDN niebawem