Redakcjo,
PiS podczas kampanii wyborczych potępiał prowokacje robione 11-go listopada. Ale nie ukarano do tej pory nikogo, ani policyjnych prowokatorów ani ich mocodawców. Dlaczego waszym zdaniem tak się dzieje?
Anka z Siemianowic Śląskich,
Pani Anno,
Najprostszą odpowiedzią na Pani
pytanie wydają się słowa śpiewane przez barda "Solidarności" Jana Krzysztofa Kelusa: "Władza w nasze przebrana mundury i bandyci przebrani za władzę". Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana.
Prowokacje
policyjne to bardzo stare narzędzie, które ma usprawiedliwić brutalną
rozprawę z przeciwnikiem politycznym i pomóc utrzymać się przy władzy.
"Rozprawa z przeciwnikiem" może być brutalnym pobiciem (np. ścieżki zdrowia) lub po prostu strzelaniem do
protestujących.
Prowokacja przykleja protestującym bandycką twarz tak, by reszta społeczeństwa poczuła do ofiar przemocy odrazę.
Dlatego zamaskowani prowokatorzy
obrzucają policję kamieniami, niszczą przystanki
autobusowe i wybijają witryny sklepowe.
Wszystko to miało miejsce za
rządów koalicji PO-PSL podczas
Marszów Niepodległości. Przypomnijmy tylko podpalenie budki pod ambasadą Federacji Rosyjskiej. Na dodatek, TVP wielokrotnie odtwarzała taśmy, w których politycy PO wskazywali sprawców czy raczej prowodyrów zza biurka.
PiS pokazywał te prowokacje w każdej
kampanii wyborczej, podkreślając, że od kiedy rządzi Zjednoczona Prawica
Marsze Niepodległości są bardzo spokojne. PiS-owi wtórowały w tej
narracji redaktorki audycji "W tyle wizji" TVP, Dorota Łosiewicz i
Magdalena Ogórek. Nigdy jednak dziennikarki nie odważyły się dopytać:
dlaczego w
takim razie nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności karnej winni
tych prowokacji: bandyci z kamieniami i bandyci z długopisami wydający tym
pierwszym rozkazy?
Odpowiedź jest bardzo prosta: każdy
bandyta na usługach policji i ludzi sprawujących władzę musi mieć
zagwarantowaną bezkarność. Wszyscy przestępcy (w mundurach i garniturach)
wiedzą, że popełniają przestępstwo. Gdyby zostali skazani, nikt
nie zdecydowałby się w przyszłości służyć ministrowi kastetem czy pałką.
Obecna koalicja nie może złamać tej zasady tym bardziej, że prawdopodobnie każda ekipa
rządząca w Polsce sięgała po prowokacje. Nie ma powodu sądzić by Zjednoczona
Prawica była wyjątkiem (patrz brutalne
ścieżki zdrowia na stacji PKP Stadion).
Największymi
prowokacjami w Polsce w ostatnim półwieczu były wydarzenia w Słupsku w
Grudniu'70. Do tłumienia protestów użyto uzbrojonych cywili w zamian za
gwarancję bezkarnego okradania sklepów. W stanie wojennym milicyjne budy rozwoziły
po mieście "chłopców z Golędzinowa" obrzucających przychodnie zdrowia i szpitale
kamieniami. Miało to przypisać bandyckie zachowanie protestującym
zwolennikom NSZZ Solidarność i tym samym zmniejszyć poparcie dla nich w społeczeństwie.
Dziś jest tak samo: "Zdaniem Rafała Trzaskowskiego, uczestnikami Marszu Niepodległości są
m.in. chuliganie. “Spotkali się nielegalnie w środku pandemii, żeby
wywoływać burdy”. Dodał, że “rzucali race przez okna do mieszkań”, a
także “niszczyli naszą wspólną własność” ".
Jednak nowoczesna technika, telefony z kamerami potrafią udokumentować twarze i akty
przemocy popełniane przez rządowych prowokatorów. Dlatego właśnie najpierw
we Francji podczas rewolucji Żółtych Kamizelek a następnie w
Polsce za rządów Zjednoczonej Prawicy usiłowano przeforsować prawo
zakazu filmowania policyjnych interwencji.Czyli kolejne
prawo "Bezkarność Plus".
Z jednej strony zachęca się obywateli do
tzw "obywatelskich zatrzymań" np. pijanych kierowców, dokumentowania
kamerą piratów drogowych ale już bandyckich policyjnych ścieżek zdrowia
nie wolno filmować.
Dba się również o to, by policjanci nie posiadali na
mundurach identyfikatorów numerycznych. To właśnie nieetatowi funkcjonariusze prewencji w mundurach bez identyfikatorów katowali obywateli na dworcu PKP Stadion. Z tych samych przyczyn we Francji próbuje się ograniczyć prawo do swobodnego dostępu do zapisów video
rozpraw sądowych. Nowoczesne techniki dokumentacji mają służyć jedynie sprawującym władzę a nie przejrzystości postępowań i obronie praworządności.
Warto przy tym
zwrócić uwagę i pamiętać, że polityczna rządowa bandyterka uprawiana
jest na rachunek uczciwych policjantów prewencji. Złość protestujących
wylewa
się na wszystkich policjantów gdy tymczasem prowokatorów jest niewielu
tak samo jak niewielu jest bandytów za biurkami. Większość policjantów
idąc na służbę chce godnie nosić mundur i ochraniać obywateli. Tymczasem stają się zakładnikami rozgrywek politycznych. W
zeszłym roku 11
listopada, gdy rząd Morawieckiego zablokował przejazd samochodami przez Warszawę,
Policjanci i Policjantki kierujący ruchem wyrażali solidarność ze
społeczeństwem głośno mówiąc kierowcom: "Pytajcie swoich polityków!".
Pani
Anno, to dlaczego PiS nie ściga prowokatorów z czasów koalicji PO-PSL
wyjaśniliśmy sobie. Postawmy jednak jeszcze dwa pytania.
Pierwsze pytanie suflują nam Policjanci i Policjantki: "Pytajcie swoich polityków" - no właśnie, co na
to politycy deklarujący się jako katolicy?
W opinii ogłoszonej na
łamach Gościa Niedzielnego [Gosc.pl z dn. 04.11.2021], poseł Marek Jurek konkluduje, że "W sytuacji, gdy Konfederacja chce być bardziej sanitarną niż moralną
alternatywą dla Prawa i Sprawiedliwości, być może opinia katolicka
będzie musiała nadal popierać tę partię" [PiS] - przypis red.
Czy
dla katolickich polityków katowanie na ścieżkach zdrowia obywateli
poczętych przed trzydziestu lub czterdziestu laty nie ma już znaczenia?
Czy "opinia katolicka" ma popierać PiS, który kontynuuje policyjną politykę PO wobec obywateli?
Czy w końcu "opinia katolicka" ma być zawsze "milczeniem owiec"?
Pytanie drugie, trudniejsze: Dlaczego
Stowarzyszenie Marsz Niepodległości nie żąda publicznie od PiS-u ukarania bandytów z
czasów PO-PSL?
Na to pytanie niestety nie potrafimy
odpowiedzieć.